Żuławy uczą pokory
– Obrabiamy ponad 1500 ha. W większości pszenica, rzepak, buraki cukrowe. Wchodzimy też w kukurydzę – zaczyna Starzyk. Gleby? Typowe dla Żuław, czyli ciężkie i mokre. – Wystarczy dzień przegapić po zaoraniu i jest problem – mówi bez ogródek. Dlatego polityka dotycząca parku maszynowego jest prosta: jak największa szerokość robocza, a co za tym idzie również wydajność, bo okna pogodowe skróciły się nawet nie do tygodnia, gdyż czasami jedynie do dwóch-trzech dni. Z tego samego powodu Malwa trzyma mocne marki: ciągniki Case IH (monumentalne gąsienicowe Quadtraki) i John Deere, maszyny uprawowo-siewne Väderstad, Horsch, Kuhn. – Żuławy weryfikują wszystko – słyszę w gospodarstwie.
Drogi, gałęzie i… belki
Zanim wjechał, zakupiony w firmie Agroperfekt z Kisielic, pierwszy Condor firmy Agrifac, w gospodarstwie pracowały – samojezdny opryskiwacz John Deere i zaczepiany Agrio Mamut. O wyborze nowej maszyny przesądziły m.in. dojazdy: wąskie drogi, wystające konary drzew. – U Agrio lanca wystawała nad dach traktora – co powodowało spore ryzyko uszkodzeń. Z kolei jeśli chodzi o opryskiwacz firmy Agrifac, belka chowa się w szerokość opryskiwacza – tłumaczy kierownik. Drugi niezwykle ważny argument to rozstaw osi: – Agrifac ma jako jedyny rozstaw osi regulowany w czasie jazdy. Testy polowe potwierdziły wybór - stabilność belki i kultura pracy wypadły na korzyść samojezdnego „Holendra”. W efekcie w ślad za nim park maszynowy uzupełniły kolejne maszyny – obecnie mamy trzy takie same opryskiwacze Condor.
Technika w szczegółach
Jeśli chodzi o detale techniczne, to w gospodarstwie w Tralewie postawiono na opryskiwacz z belką roboczą o szerokości 36 m i zbiornikiem mieszczącym 5000 l (towarzyszący Condorowi opryskiwacz zaczepiany marki Amazone ma większy zbiornik – 8000 l). Kluczowe funkcje: centralne smarowanie (przez co serwis „dzienny” to głównie uzupełnianie smaru i płukanie filtrów), elektroniczne napełnianie cieczy z panelu (kilka przycisków i proces przebiega automatycznie), kontrola sekcji z mapowaniem (bez prowadzenia automatycznego – to świadomy wybór specyfikacji). Kabina? Pneumatyczny fotel, pełna amortyzacja, a także… bardzo czysto - operatorzy jeżdżą bez butów: – Patrząc na to, ile godzin spędza się w kabinie, to drugi dom. W nocy pracę wspiera oświetlenie LED oraz lampy UV podglądające każdy rozpylacz. Prędkość robocza ok. 15 km/h, belka „trzyma” na zakrętach i w koleinach. Standardowe dawki cieczy to 160–200 l/ha, na dwustrumieniowych rozpylaczach High Speed (4 i 5), co daje równomierne pokrycie także przy wyższych prędkościach. Prześwit samojezdnego opryskiwacza sięga ok. 1,3 m – to argument przy późnych zabiegach w rzepaku, gdzie ciągany zestaw z prześwitem rzędu kilkudziesięciu centymetrów mógłby ugniatać łan.
Jakie zmiany po trzech sezonach?
– Człowiek uczy się na błędach – słyszę, gdy pada pytanie o specyfikację idealną. Pierwsze: gęstsze rozmieszczenie rozpylaczy – 25 cm zamiast 50 cm, by móc dalej „schodzić” z dawkami wody bez utraty pokrycia. Drugie: dodatkowa pompa do zasysania z niskich zbiorników (przyspiesza tankowanie w terenie). Trzecie: pełne prowadzenie po RTK – dziś Agrifac w Malwie ma mapowanie i sekcje, ale nie „jedzie sam”. – Na ciąganych jeździmy na antenach – mniej pilnowania, więcej powtarzalności – przyznaje Starzyk.
Serwis, który sprzedaje kolejną maszynę
– Istotne awarie? Nie było. Drobna elektronika, zaworek – wszystko do ogarnięcia w dzień – podkreśla kierownik gospodarstwa. A w razie potrzeby sytuacji zaradzi serwis – jeśli działa sprawnie, nie jest problemem, iż dzieli go od gospodarstwa nawet 100 km, jak w przypadku Agroperfektu. Do tego dochodzi telefoniczne wsparcie techniczne producenta: W Malwie serwis jest kryterium numer jeden przy kolejnym zakupie. – Maszyny jeszcze nikt nie wymyślił takiej, co się nie psuje. Ale ważne, żeby szybko wstała – mówi kierownik Starzyk.
Ile zabiegów, gdzie i kiedy
W pszenicy Malwa robi 1–2 wjazdy jesienią i ok. 5 na wiosnę. W rzepaku i buraku – po 8–9 zabiegów w sezonie. Logistyka tankowania to miks: część w bazie, część z beczek bezpośrednio na polu, bo „puste przebiegi zjadają dzień”. Nocą pryskają chętnie – z myślą o dobrostanie pszczół, których pasieki stoją przy polach za zgodą gospodarstwa. – Jak jest ciemno, nie ma wymówek – żartuje operator, wskazując na lampy UV nad belką.
Wyczyniec: wróg numer jeden
– Niestety zaczyna się problem z wyczyńcem – pada również w rozmowie. Na dwuliścienne i choroby w gospodarstwie mają przygotowane zestawy zabiegów, ale ta trawa wymyka się prostym receptom. Malwa łączy metody: opóźnia siewy, pracuje mechanicznie, a równolegle prowadzi doświadczenia na poletkach. Uprawa bezorkowa przyspiesza prace, ale zwiększa presję chwastów; pług zostaje w „arsenale” pod buraki i kukurydzę – tam, gdzie przykrycie nasion i jednolite wschody są krytyczne. – Bez opryskiwacza? Nie wyobrażam sobie. Nawet ‘eko’ jedzie opryskiwaczem, choć z inną zawartością zbiornika – stwierdzi Andrzej Starzyk.
Plony i miara skuteczności
Wyniki trzymają poziom Żuław: pszenica 9–11 t/ha, rzepak 4–5 t/ha, buraki powyżej 80 t/ha. Ale – jak powtarzają w Malwie – „to nie jest kwestia tylko jednej maszyny”. To efekt układanki: szerokie belki (36 m) i mniej ścieżek, czyszczenie filtrów po każdej zmianie preparatu, konsekwentne mycie lanc, garażowanie, oraz… dyscyplina operatora. – Żywotność sprzętu to w dużej mierze eksploatacja i dbałość. Ten sam opryskiwacz po trzech latach może wyglądać jak nowy albo jak dziesięcioletni – kwituje kierownik.