Nasze gospodarstwo było jednym z prekursorów uprawy soi. Zaczęliśmy ją w 2013 r. w ramach projektu Polsoja, czyli grantu realizowanego wspólnie z innymi podmiotami, instytutami naukowymi, mającego za zadanie sprawdzić, jakie są warunki do tej uprawy w Polsce oraz jej rozwoju. Zaczęliśmy na niewielkiej powierzchni, którą jednak sukcesywnie powiększamy - mówi Marek Oblicki, dyrektor ds. produkcji roślinnej w Kombinacie Rolnym Kietrz.
– Początki były trudne, nie było nawet preparatów do odchwaszczania, co wiązało się ze stosowaniem środków, które nie były wcześniej zarejestrowane w przedmiotowej uprawie, a zostały dopuszczone do zastosowania na potrzeby grantu. Okazało się jednak, że w naszych warunkach soję można z powodzeniem uprawiać. Wraz ze wzrostem zainteresowania pojawiło się też kilka nowych odmian, lepiej przystosowanych do naszych warunków. Pojawiły się też podmioty, które skupują i przetwarzają soję
– dodaje.
Maszyny w standardzie, przystawka typu Flex
Eksperymentalna uprawa zaczęła się zatem w Kietrzu stopniowo rozrastać - obecnie jest wykonywana uprawiana na powierzchni 65 ha. – Oczywiście jest to niewielki areał w stosunku do całości użytków rolnych - wszak uprawiamy 3500 ha pszenicy, 1700 ha kukurydzy, 700 ha rzepaku, 500 ha lucerny czy 1400 ha buraków cukrowych. Jest to jednak bardzo wdzięczna roślina, która ze względu na palowy system korzeniowy pozostawia bardzo dobrą strukturę gleby pod uprawę pszenicy.
Testujemy różne rozwiązania, bo uprawiamy soję po orce oraz w systemie bezorkowym, choć na razie jest zbyt wcześnie, aby stwierdzić, który system jest lepszy. Stosujemy także klasyczny siewnik zbożowy - wielkopowierzchniowy, Bednar Efecta CE 12 m lub Vaderstad Spirit 9 m, który - w zależności od pogody - na początku maja sieje soję w rozstawie co 12,5 cm, zapewniającym roślinom optymalną powierzchnię życiową. Efektem są plony na średnim poziomie 34 dt/ha, choć w poszczególnych latach wahały się od 26 dt/ha do rekordowych 38 dt/ha w 2021 r. – podkreśla Marek Oblicki.
Aby jednak uzyskać taki wynik, wiele wysiłku należy włożyć w ochronę roślin. – Są to po kolei: zabieg herbicydowy przedwschodowy, poprawka na chwasty dwuliścienne, zwalczanie chwastów jednoliściennych, ochrona przed chorobami grzybowymi i szkodnikami , a także dolistne nawożenie mikroelementami. Póki co nie próbowaliśmy mechanicznego odchwaszczania – wymienia dyrektor ds. produkcji roślinnej w KR Kietrz. Wszystkie zabiegi aż do zbioru nie wymagały dodatkowego dosprzętowienia.
– W przypadku zbioru tych nasion był jednak problem, bo gros strąków osadzonych jest nisko przy ziemi, z czym mają problem standardowe przystawki. Zmuszeni zostaliśmy zatem do zakupu specjalnej przystawki do zbioru soi typu Flex - HoneyBee Air Flex 730, która pozwoliła znacznie ograniczyć straty przy zbiorze kombajnem Claas Lexion 780
– mówi Marek Oblicki.
– W przypadku zbioru istotny jest też odpowiedni moment - w zależności od pogody w drugiej połowie września lub w październiku, gdyż kluczowym parametrem jest wilgotność na poziomie poniżej 15%. Jest to konieczne, gdyż produkujemy materiał siewny - w ub. roku produkcja sięgnęła poziomu 74 ton, a w tym przypadku w ogóle nie wchodzi w rachubę suszenie. Z nasionami soi na materiał siewny należy obchodzić się bardzo ostrożnie, ze względu na duże ryzyko mikropęknięć i uszkodzeń zarodka, co obniża zdolność kiełkowania– uzupełnia.
Bez nawożenia azotowego
Z punktu widzenia rolników zainteresowanych rozpoczęciem przygody z nową uprawą konieczne jest jeszcze rozważenie aspektu ekonomicznego. Nie da się jednak dziś przeprowadzić tego typu analizy bez oderwania od skokowo rosnących kosztów produkcji. – Ten rok jest dla nas jeszcze łaskawy, bo nawozy czy środki ochrony roślin na bieżący sezon kupiliśmy jeszcze przed tymi podwyżkami, w 2021 r. Pytanie, co w roku 2023, bo widać, że z tego punktu widzenia będzie on dla nas bardzo kosztochłonny, także ze względu na znacznie wyższe nakłady na energię elektryczną, paliwa czy gaz, wykorzystywany do dosuszania ziarna.
Zawsze szukamy możliwych oszczędności, ale nie można ich robić w sposób bezmyślny, prowadzący np. do spadku plonów – zwraca uwagę Marek Oblicki. Podstawą jest oczywiście kawałek kartki i kalkulator. A już nawet szybka analiza pokazuje na korzyści wynikające z uprawy soi. – Soja nie wymaga nawożenia azotowego, można zastosować niewielką dawkę startową azotu. Z tego też powodu widzimy, że część rolników zdecydowała się na tę uprawę i w efekcie areał soi wzrósł – podsumowuje dyrektor ds. produkcji roślinnej w Kombinacie Rolnym Kietrz.