Problematyczne ubezpieczenia w rolnictwie
W Polsce większość rolników wykupuje jedynie częściowe ubezpieczenia. Aż 75% rolników ubezpiecza budynki gospodarcze, ale tylko co czwarty zabezpiecza swoje zwierzęta, a jeszcze mniej, bo zaledwie 22%, ubezpiecza ziemiopłody. Zalanie pól uprawnych praktycznie nie jest uwzględniane w polisach, a powódź wciąż nie jest powszechnie traktowana jako realne zagrożenie. Jak podkreśla Marek Łagodowski, ekspert ds. ubezpieczeń rolniczych w firmie Mentor S.A., takie polisy są dostępne, jednak ich ceny odstraszają wielu rolników, szczególnie tych, którzy mieszkają w pobliżu zbiorników wodnych.
– Najczęściej pytają o nie ci, którzy mieszkają blisko zbiorników wodnych i rzek. Z tego powodu zakłady ubezpieczeń oczekują wysokich stawek, których rolnik często nie może wyłożyć. I tak koło się zamyka – ocenia Łagodowski.
Straty rolników i niepełne ubezpieczenia
Powódź przyszła w okresie, kiedy część upraw nie została jeszcze zebrana. Najbardziej ucierpieli plantatorzy kukurydzy, ziemniaków oraz buraków. Zdaniem Marka Łagodowskiego, największy problem dotyczy tych rolników, którzy nie zabezpieczyli swoich pól na czas. Chociaż obowiązkowe ubezpieczenie budynków gospodarstw rolnych jest powszechne, w przypadku szkód popowodziowych nie zawsze rozwiązuje problem. Wartość wypłacanego odszkodowania zazwyczaj odpowiada wartości rzeczywistej budynku, co sprawia, że odtworzenie starszych obiektów jest niemal niemożliwe.
– To oznacza, że mając np. 20-letnią oborę, nie jesteśmy w stanie jej odtworzyć, bo dostaniemy zbyt mało środków. Różnicę trzeba dołożyć z własnych pieniędzy – wyjaśnia Łagodowski.
Ministerstwo Rolnictwa zapowiedziało wsparcie w wysokości 5 tys. zł za każdy hektar, na którym występują niezebrane plony.