Wydajny i wysokojakościowy oprysk
Wracając jednak do konkretnego modelu, okazało się zatem, że dostarczony w ub. roku opryskiwacz (mający już ponad 13 tys. ha na liczniku) to jedyna maszyna, która spełniła wyśrubowane oczekiwania, również w zakresie zmiennego rozstawu kół i wysokości czy umiejętności kopiowania terenu, choć w warunkach pól położonych niedaleko Legnicy występują jedynie raczej lekkie przechyły.
Oczywiście w gospodarstwie Mariusza Tatysa nie wszystkie użytki rolne mają regularny kształt, pola nieraz obfitują też w śródpolne przeszkody w postaci słupów czy drzew, które podczas zabiegów trzeba objeżdżać. Pociąga to za sobą podczas wykonywania tych manewrów nierównomierność oprysku, niekiedy dość znaczną, przy czym wydatek cieczy na hektar po zewnętrznej części zakrętu jest mniejszy, a po wewnętrznej większy niż wartość zadana.
W wypadku belki o szerokości 36 m, jej zewnętrzne sekcje, z powodu zwiększonej wskutek skręcania prędkości liniowej mogą aplikować tylko 40% dawki na ha, natomiast wewnętrzne, które poruszają się z tej samej przyczyny wolniej - nawet 160% dawki. Spełniającym swoją rolę rozwiązaniem jest system C-C-A, który niweluje te różnice, w efekcie czego niezależnie od manewrów pole jest zawsze pokrywane jednakową dawką w przeliczeniu na powierzchnię.
– Gołym okiem widzimy ogromną różnicę w jakości oprysku - nie widać nakładek, mijaków, przypaleń. Poza tym bardzo dobrze sprawdza się system Section Control
– recenzuje Adrian Ślisz.
– Zadawane dawki mieszczą się w zakresie od 120 do 200 l/ha, a już np. zakończony właśnie zabieg w jęczmieniu to 150 l/ha, przez co zbiornik wystarczył na opryskanie 33 ha. Zajęło mi to raptem z 50 minut – uzupełnia Stanisław Równanek, operator opryskiwacza. Pokazuje to doskonale, że wydajność Dammanna to jeden ze znaków rozpoznawczych tej maszyny.
– Nie dowozimy wody beczkami, choć najdalsze pole oddalone jest 20 ha od gospodarstwa. Operator za każdym razem wraca do gospodarstwa i tankuje na miejscu, ale dzięki dużemu zbiornikowi może za jednym razem opryskać nawet 7-10 ha więcej, co jest dla nas niebagatelną korzyścią
– podkreśla kierownik gospodarstwa.
Z krawatem w kabinie
Atutem bez wątpienia jest również automatyczny system czyszczenia, z możliwością zatrzymania lub wypryskania wody po wypłukaniu maszyny. Jest to szczególnie istotne przy zmianie rośliny, w której dokonywane są zabiegi. Poza tym jest również efektywny system oświetlenia, który oświetla strefę oprysku, zapewniając bardzo dobrą widoczność wachlarzy cieczy także po zmroku - jednak to rozwiązanie nie znajduje praktycznego zastosowania. Dlaczego? – Staramy się nie pryskać w nocy - noc jest od spania – kwituje krótko operator.
Jeśli chodzi o kwestie użytkowania maszyny, to nie mniej ważny jest aspekt komfortu pracy, w odniesieniu do którego opryskiwaczowi Dammanna nie można nic zarzucić.
– Kabina jest bardziej komfortowa niż wnętrze niejednego samochodu osobowego. Do środka nie dostają się przecież rozpylane środki ochrony roślin czy kurz, przez co spokojnie mógłbym założyć białą koszulę i krawat do pracy.
– śmieje się Stanisław Równanek.
Co by nie mówić o zaletach samej maszyny, ważne jest również to, jak sprawdza się serwis i zaopatrzenie w części zamienne. Również pod tym względem użytkownik nie ma nic do zarzucenia.
– Może tylko zbyt mało jest serwisantów, choć bardzo dobrze, że rozwiązują problemy na telefon. Już kilka razy w ten sposób nam pomogli.
– mówi Adrian Ślisz.
– Mimo to z maszyny jesteśmy w pełni zadowoleni - były co najwyżej problemy tzw. wieku dziecięcego. A jeśli już mamy do czynienia z awariami, to wynikają z naszej winy. W końcu udało nam się już nawet „utopić” opryskiwacz - na ugorze uprawianym bez żadnych kłopotów w poprzednich suchych latach – kończy.
Wynajem i usługi
Należące do Mariusza Tatysa gospodarstwo coraz mniej chętnie decyduje się na zakup nowych ciągników czy maszyn. Decyduje o tym rzecz jasna chłodna kalkulacja.
– Gospodarstwo wiele lat pracowało na markach Case IH, Steyr i New Holland, ale obniżenie jakości tych ciągników, czego koronnym przykładem był kompletnie nieudany dla nas zakup ciągnika T8.410, sprawiło, że zaczęliśmy stawiać na inne marki. Tak trafiły do nas ciągniki Valtra i Fendt 936 Vario - ten drugi akurat w wynajmie. Wystarczy bowiem policzyć, że za cenę zakupu ciągnika tej klasy będziemy go mogli wynajmować przez 6-7 lat, nie kłopocząc się np. o obsługę serwisową czy ubezpieczenie. Przy 1000 mth rocznie koszt dla gospodarstwa zamyka się w kwocie 150 tys. zł. Na wynajem stawiamy także w przypadku ładowarek teleskopowych JCB - choć jedną z nich wykupiliśmy po zakończeniu wynajmu.
– wylicza Adrian Ślisz.
Szef nie lubi zakupów - nie mamy kombajnu, sieczkarni i w tym przypadku stawiamy na usługi. Nie mamy też własnych mechaników, korzystamy bowiem z serwisów zewnętrznych. Największym plusem takiej polityki jest to, że każdorazowo przed rozpoczęciem sezonu możemy precyzyjnie określić przyszłe koszty. Nie musimy się martwić np. niespodziewanymi awariami. Tym bardziej że stawki są coraz bardziej przyzwoite – uzupełnia.