- Jak wpływają na rynek maszyn rolniczych takie czynniki jak wprowadzenie ceł między UE a USA, nieuregulowane stosunki między UE a Ukrainą zapowiadana umowa Unii z Mercosur?
- W jakim kierunku – w związku z tym – podąża rynek maszyn rolniczych w Polsce i Europie?
- Mimo trudniejszej sytuacji finansowej firm w ciągu ostatnich dwóch lat, budżety na badania i rozwój dużych producentów nie uległy znacznemu ograniczeniu. Jak oceniacie Państwo obecne zainteresowanie rynku polskiego rozwiązaniami w zakresie rolnictwa precyzyjnego – od prostych systemów nawigacji po zaawansowane narzędzia do zarządzania gospodarstwem?
- Jak niedobór pracowników i rosnąca automatyzacja produkcji rolnej – jedne z głównych czynników wpływających na rynek maszyn rolniczych, oddziałują na funkcjonowanie Państwa firmy?
- Jakie są obecnie nastroje zakupowe wśród rolników, biorąc pod uwagę takie czynniki jak niska dochodowość, inflacja, wysokie koszty kredytów i ogólna niepewność?
- Firmy handlowe i producenci maszyn zgodnie podkreślają, że rok 2025 pod względem sprzedażowym jest – póki co – lepszy dla firm z branży niż rok poprzedni. Jak w tym sezonie radzi sobie Państwa firma?
- Jak oceniacie Państwo spadek rentowności w branży maszyn rolniczych, widoczny m.in. w sprawozdaniach finansowych spółek za 2024 rok?
- Co jest obecnie największym wyzwaniem lub bolączką w funkcjonowaniu na rynku maszyn rolniczych? W jaki sposób partnerzy handlowi mogliby wesprzeć Państwa firmę i poprawić jej sytuację finansową?
- Na koniec, jak oceniacie Państwo potencjalne skutki ograniczenia środków WPR w nowym budżecie UE 2028-2034, a co za tym idzie mniejszą dostępność funduszy inwestycyjnych dla rolników?
Wojciech Obidowski, dyrektor zarządzający Rolserwis:
Polityka często szkodzi gospodarce. Rynek sam najlepiej wyznacza kierunek, a ludzie próbują za nim nadążyć – żadna decyzja polityczna, ani w Polsce, ani w USA, nie przewidzi realiów. Większym zagrożeniem niż rolnictwo Ukrainy jest połączenie unijnych pakietów: rolniczego, klimatycznego i zbrojeniowego, które narzucają priorytety oderwane od naszej rzeczywistości – rolnictwo nie będzie tu priorytetem.
Nie boję się taniej wołowiny z Mercosuru – strach ma wielkie oczy. Polska żywność jest dobrej jakości, a konsumenci zwracają uwagę na oznaczenia z polską flagą, które powinny być lepiej widoczne. Ceny mięsa są wysokie, rolnicy zarabiają, a koszty transportu ograniczają import. Rynek działa i nie każdy szuka najtańszego produktu.
Po spowolnieniu producenci ograniczyli moce i kadry. Teraz coraz częściej brakuje towarów, a czas oczekiwania na ich wyprodukowanie się wydłuża. Zachodni producenci, dzięki dywersyfikacji, radzą sobie lepiej, a rolnicy z zachodniej UE nie ruszyli jeszcze pełną parą. W Polsce rośnie zainteresowanie rolnictwem 4.0, ale są problemy z terminami. Ale przez polityczne zawirowania i zmienne warunki rynek staje się coraz mniej przewidywalny.
Klienci są różni – młodsi szybciej inwestują, starsi wolą okazje i relacje, choć są bardziej ostrożni. Mamy handlowców z różnym doświadczeniem – każdy trafia do innego klienta. Wiedza i doświadczenie to komfort, ale i ciężar. W rolnictwie zmiany są wolniejsze niż w IT, gdzie wszystko szybko się starzeje. Mimo to uważam, że tempo modernizacji – zwłaszcza w hodowli – jest niesamowite. Automatyzowane są powtarzalne czynności, jak dojenie czy podgarnianie paszy. Rolnicy chętnie się uczą, pytają o praktykę – to dobry kierunek, choć nie dla wszystkich i nie wszędzie.
Nasycenie rynku coraz częściej hamuje zakupy – częściej odbieramy używane maszyny w ramach wymiany niż sprzedajemy pierwszy traktor. Wciąż jest sporo do zrobienia, bo wielu rolników kupuje systemy rolnictwa 4.0 tylko po to, by móc kupić ciągnik czy opryskiwacz, a nie z realnej potrzeby. Brakuje wiedzy, obsługa bywa trudna. Programy są skomplikowane, ceny mocno się różnią – od kilkunastu do ponad 100 tys. zł. Trudno dziś powiedzieć, ile z tych systemów faktycznie działa, a ile zostało tylko kupionych i nieużywanych.
Wróćmy do nasycenia rynku. Na przykład rynek kombajnów zależy od przebiegu żniw. Gdy są rozciągnięte, popyt rośnie. W zeszłym roku popyt niemal zniknął, bo używane kombajny wystarczyły. Jednak tegoroczne żniwa, mokry materiał i przeciążenia sprawiają, że wielu rolników pomyśli o wymianie. Trudno powiedzieć, czy rynek jest nasycony – starsze kombajny trafiają do mniejszych gospodarstw, a nowe często zastępują kilka starszych, zmieniając strukturę rynku. Dziś klienci częściej wymieniają sprzęt, niż kupują go po raz pierwszy.
W sprawozdaniach za ubiegły rok widać spadek rentowności wielu firm handlowych. Kiedyś było łatwiej – marże były wyższe, a firmy miały pole do rozwoju. Dziś marże maleją, a koszty rosną, co dotyka zwłaszcza większe firmy. Mniejsze, rodzinne biznesy radzą sobie lepiej dzięki elastyczności. Od 2010 r. co pięć lat otwieramy nowy oddział – dziś mamy ich pięć. Kto się nie rozwija, ten się cofa. Każdy ma swoje cele. Naszym jest rozwój i budowa punktów blisko klienta. Działamy na trudnym terenie, konkurując jakością obsługi. Stawiamy na kompetencje – mamy dział marketingu oraz osoby odpowiedzialne za finansowanie. Takiej obsługi konkurencja często nie oferuje. Sprzedajemy sprawdzone maszyny. Lojalność, jakość i terminowość to nasza siła. A konkurencja motywuje – jeśli gra fair. Dumping cenowy niszczy rynek i jest nieuczciwy.
Większość producentów postrzega sieć dystrybucyjną jak finalnego klienta. To niepokojące. Największym dziś ciężarem dla dilera są banki, które – przez spadającą sprzedaż – obniżają nam branżowe ratingi. Firmy handlujące maszynami nie dostają kredytów na poziomie z zeszłego roku. Dużym problemem jest finansowanie stoku. Zamawiamy maszyny na stok, zanim pojawi się klient, więc czasem trafiamy z kompletacją i ilością, a czasem nie. Pomogłoby elastyczne zarządzanie, np. przekierowanie maszyny z regionu, gdzie stoi, do miejsca, gdzie jest potrzebna. Gorzej, gdy producent myśli tylko o krótkoterminowej marży z pojedynczego zamówienia – to nie zawsze się opłaca. Handel ma dziś możliwość optymalizacji efektów – jednocześnie dla wszystkich zainteresowanych: dilera, producenta i banku.