Gospodarujący na 300 hektarach Marcin Przybył prowadzi wyłącznie produkcję roślinną w dość ograniczonym płodozmianie. Obecnie uprawia kukurydzę, rzepak i zboża, głównie żyto, a wcześniej przez długi czas uprawiał również rośliny niszowe, takie jak proso czy lniankę. Jako mechanizator rolnictwa z wykształcenia - absolwent Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu - umie liczyć koszty maszynowe, dlatego hołduje zasadzie maksymalnej opłacalności, której podstawą są przede wszystkim jak najniższe koszty mechanizacji. Obniżenie kosztów produkcji umożliwia szeroko stosowana przez rolnika technologia uproszczona, z ograniczoną liczbą przejazdów, zwłaszcza uprawowych, a także korzystanie praktycznie całkowicie z usług maszynowych. – Kiedyś porównałem z sąsiadem stosującym bardzo staranną i dopieszczoną uprawę wynik ekonomiczny i wyszło, że po odjęciu nakładów, mimo niemal dwukrotnie niższych u mnie plonów, jego dochód z hektara był tylko o 100 zł wyższy, ale przy znacznie większych nakładach, które w razie niepowodzenia w uprawie, np. z powodu występujących coraz częściej suszy, stanowią dużą stratę i obciążenie dla gospodarstwa – przekonuje Marcin Przybył.
Prosto i tanio
Ze względów ekonomicznych gospodarz stosuje technologię „skróconą”, jak sam ją nazywa. – Niezależnie od uprawianej rośliny, po zbiorze jest talerzówka, żeby nie zwiało resztek pożniwnych, potem kultywatorowanie i siew. Pługa nie ma, bo dobra, mocna talerzówka też doskonale wymiesza. Mam poza tym słabe ziemie i u mnie zjawisko podeszwy nie występuje. Wykonujący usługę sąsiedzi mają do tego różne ciekawe agregaty i naprawdę fajnie to wychodzi, szczególnie że np. kukurydzę koszę na 40 cm. Dlatego jakość zabiegu jest ważna, bo wszystko jest mulczowane i zostaje na polu...
Chcesz dowiedzieć się więcej? Czytaj atr express 06/2019
Zamów bezpłatny egzemplarz / prenumeratę