Firma oparta na rodzinie
W 2006 r. w Kroczycach na Górnym Śląsku powstała spółka HBT Roltrac, którą założyli Magdalena i Bartłomiej Nędza wraz z tatą.
– Od początku tworzyliśmy ją sami, choć na pewno na plecach i doświadczeniu rodziców, wyniesionego z innej branży. Zresztą zawsze dyskutowaliśmy wspólnie o naszych przedsięwzięciach, a tata zawsze był tą osobą, która lekko hamowała nasze zapędy inwestycyjne, ale pomagali w wizji rozwoju. W 2016 r. tata wyszedł jednak ze spółki, a my przekształciliśmy ją w spółkę komandytową
– mówi Magdalena Nędza.
Jak jednak pojawił się pomysł na taką działalność?
– Gdy byłem młody, moim marzeniem było posiadanie salonu samochodowego. Tuż po uruchomieniu programu SAPARD - w 2005/2006 r. zacząłem z nim odwiedzać lokalnych dilerów w poszukiwaniu ciągnika, którego moglibyśmy kupić z dotacją. Patrząc jednak na to, w jaki sposób byliśmy wtedy przez nich traktowani, szybko doszedłem do wniosku, że zrobiłbym to znacznie lepiej, biorąc pod uwagę przede wszystkim obsługę klienta. Postanowiłem wziąć byka za rogi. Zaczęliśmy rozmawiać z dostawcami - Unią, gdzie najpierw zostaliśmy subdilerem czy firmą Deutz-Fahr, choć zaczynaliśmy od ciągników Same
– wspomina Bartłomiej Nędza.
Firma zaczynała praktycznie od zera, jednak udało się jej popłynąć z potężną falą dotacji w ramach pierwszego PROW.
– Patrząc na nasz asortyment, działamy w trudnym terenie na styku województw małopolskiego i świętokrzyskiego, gdzie dominują klienci o areale od 60 do 300 ha, ale i tak udaje się sprzedawać po kilkadziesiąt ciągników rocznie, a swoje sukcesy odnosimy również w marce Pöttinger - jako pierwsi w Polsce sprzedaliśmy przyczepę zbierającą Jumbo z ostrzałką na tridemie
– podkreśla współwłaściciel firmy HBT Roltrac.
– Oferujemy wyłącznie produkty sprawdzone, dobrych producentów, z odpowiednim serwisem gwarancyjnym. W sumie bardzo mocno stawiamy na serwis. Zresztą wyróżnia nas to, że nie ma rzeczy, których byśmy nie naprawili. I przykładowo jako jedni z pierwszych dilerów na naszym terenie zaczęliśmy naprawiać skrzynie bezstopniowe Deutza - zajmujemy się tym na bieżąco. A chlebem powszednim są dla nad remonty silników czy skrzyni biegów – dodaje Bartłomiej Nędza.
Mimo upływu kilkunastu lat firma z Kroczyc nie zatraciła swojego pierwotnego charakteru.
– Plusem jest na pewno to, że nadal jesteśmy firmą rodzinną, z którą można zachowywać relacje. Przez to klienci czują się bezpieczniej, bo nosimy nazwisko, na którego dobrą opinię pracujemy już w drugim pokoleniu. Stoją też za nami pewne wartości, podkreślone naszą przynależnością do Grupy Promodis
– podkreśla Bartłomiej Nędza.
Nie znaczy to jednak, że działalność firmy ogranicza się wyłącznie do sektora rolnictwa. – Aby zrobić jakieś obroty w firmie, bez których trudno byłoby myśleć o jakimś sensowym finansowaniu, zaczęliśmy handlować materiałami budowlanymi, a także zostaliśmy dilerem traków taśmowych, szybko wykraczając poza moce produkcyjne fabryki, z którą wówczas współpracowaliśmy.
A skoro popytu nie dało się zaspokoić w ten sposób, a nasz ówczesny partner zaczął imać się nieetycznych zachowań, rozpoczęliśmy własną produkcję maszyn i do dziś produkujemy traki taśmowe i piło łuparki, obrzynarki pod marką Roltrac. Przez 10 lat wyprodukowaliśmy już ponad 1400 sztuk tych maszyn, z których połowa trafiła na eksport, głównie do Czech, Francji i Niemiec – zauważa Magdalena Nędza, spinająca w swoich rękach wszelkie kwestie księgowe i marketingowe, zarówno spółki HBT Roltrac, jak i biznesu rodziców.
– Poza tym negocjuję z częścią dostawców, odpowiadam za szkolenia. Działka sprzedażowa to rzecz jasna domena Bartłomieja, a w firmie jest jeszcze trzeci z rodzeństwa - najmłodszy brat Radosław, który zajmuje się działem części
– mówi współwłaścicielka firmy HBT Roltrac.
A przyszłość firmy, rozumiana przez pryzmat potencjalnych następców, rysuje się całkiem interesująco. Co prawda dzieci znajdują się jeszcze w wieku szkolnym, ale w sporej części zainteresowane są tematyką rolnictwa.
Wiarygodny partner z Poladowa
Firma Kunert z wielkopolskiego Poladowa obchodzi w tym roku 40-lecie swojej działalności. Zaczynała od prowadzonych na niewielką skalę usług remontowo-naprawczych, aby po zmianie ustroju w 1989 r. zająć się z czasem również sprzedażą ciągników i maszyn rolniczych, przechodząc w tym zakresie długą drogę od marki Ursus, po Kubotę.
– Skupiamy się na tym, aby mieć w ofercie produkty renomowanych marek, takich jak np. Hardi, Krukowiak, Merlo, Pöttinger, Wielton czy Unia. Równolegle mocno rozbudowujemy „działkę” serwisową, nie tylko marek, które mamy w ofercie. Oprócz tego - jako jedna z niewielu firm w branży - mamy mocno rozwinięty dział, który zajmuje się naprawami głównymi
– wymienia Mateusz Kunert, współwłaściciel firmy.
Do 2011 r. za biznes odpowiadał bezpośredni założyciel firmy - Walerian Kunert wraz z małżonką. – Wtedy jednak dojrzeliśmy do decyzji, aby uporządkować kwestie organizacyjne, w efekcie czego powołana została do życia spółka Kunert, w skład której wraz z siostrą weszliśmy jako wspólnicy – wspomina Mateusz Kunert.
– To był jednak naturalny proces, bo już wiele lat wcześniej pracowaliśmy w firmie, więc w zasadzie przez cały czas robimy to samo. Nieraz przy przysłowiowym obiedzie przewijały się tematy firmowe i tak jest zresztą nadal - np. moja żona również pracuje w firmie, w dziale księgowości – dodaje.
Dla ścisłości przybliżmy zatem, czym w firmie zajmuje się drugie pokolenie rodziny Kunertów? – Do siostry należą wszelkie sprawy administracyjne, podczas gdy ja zajmuję się kwestiami organizacji sprzedaży – wyjaśnia współwłaściciel firmy Kunert.
Formalne wprowadzenie kolejnego pokolenia w życie firmy rodzinnej, połączone ze zmianą formy prawnej, długofalowo przyniosło szereg zmian w funkcjonowaniu tego biznesu.
Przede wszystkim usystematyzowaliśmy naszą ofertę i zmieniliśmy część dostawców, bo wcześniejsze lata działalności miały miejsce w innych uwarunkowaniach rynkowych. Kluczowym momentem było dla nas nawiązanie współpracy z marką Kubota. Powołanie do życia spółki stanowiło także większe zabezpieczenie działalności - bo przy tej skali pozostanie na etapie osoby fizycznej prowadzącej działalność gospodarczą uważam za niebezpieczne, chociażby z punktu widzenia pracowników
– mówi Mateusz Kunert.
Zmiany zmianami, ale niezmienna jest filozofia działania firmy. – Myślę, że mimo upływu czasu i większej formalizacji związanej z prowadzeniem działalności w naszym kraju, ciągle staramy się po prostu wykonywać dobrze swoją robotę i być wiarygodnym partnerem dla naszych klientów. Postęp techniczny wymusza konieczność podążania za tymi zmianami, więc staramy się, aby nasi pracownicy - handlowcy, sprzedawcy części zamiennych, serwisanci - mieli wiedzę potrzebną do obsługi obecnie sprzedawanego sprzętu.
Z kolei sytuacja rynkowa sprawia, że niezbędne jest zdobycie umiejętności czytania rynku - jeżeli chcemy mieć co sprzedawać, musimy z bardzo dużym wyprzedzeniem planować zamówienia. Kiedy na sprzęt czeka się po 6-7 miesięcy, trzeba na dobrą sprawę zaplanować sprzedaż w kolejnym roku, co na pewno jest łatwiejsze, gdy jest się tak długo w branży – twierdzi Mateusz Kunert. – Specjalizacja w dzisiejszych czasach odgrywa bardzo ważną rolę, ale na pewno w następnych latach koniecznością będzie szukanie dodatkowego portfela zamówień w branżach pokrewnych - budowlanej, komunalnej czy ogrodniczej. Są to obszary, w których będziemy chcieli zwiększyć swoją obecność – dodaje.
A czy firma Kunert stanie się miejscem pracy dla kolejnego, trzeciego pokolenia rodziny Kunertów?
– Mam sześcioletniego syna, który póki co jest bardzo zainteresowany mechanizacją, więc jakaś szansa jest. Wychodzę jednak z założenia, że dzieci w przyszłości mają robić to, co będą chciały. Jeśli zechcą przyjść do firmy, na pewno będą miały taką możliwość
– uważa współwłaściciel firmy Kunert.