Produkcja rolna zagrożona brakiem decyzji
Top Farms działa na powierzchni ponad 22 tys. ha w czterech województwach, hoduje jedno z największych stad bydła mlecznego i produkuje ok. 100 tys. ton ziemniaka przemysłowego rocznie. To 10 proc. krajowego zapotrzebowania i 25 proc. potrzeb na surowiec do długookresowego przechowywania.
– OPR-y to kompromisowe rozwiązanie, ale ich areał musi być dostosowany do rodzaju prowadzonej działalności. Bez odpowiednich gruntów, dostępu do wody i infrastruktury trudno mówić o kontynuacji produkcji – wskazuje Stasiak.
Zagrożenie dla lokalnych społeczności
Niepewność co do przyszłości ośrodków jest duża. Jeśli dzierżawy przejmą inne podmioty, Top Farms chce rozliczenia zainwestowanej infrastruktury i gwarancji zatrudnienia dla obecnych pracowników. – Trudno na ten moment to przewidzieć, bo nie mamy potwierdzenia ze strony zarządów tych spółek – mówi Gużda. Tymczasem wiele przejmowanych przez KOWR gruntów leży odłogiem.
– Pola, których zmiany obserwowaliśmy przez lata, uprawy, które naprawdę zachwycały, a w tej chwili te grunty leżą odłogiem, serce się kraje – podkreśla Maria Stasiak, emerytowana zootechnik.
Związki zawodowe ostrzegają, że likwidacja produkcji to utrata setek miejsc pracy w regionach o wysokim bezrobociu i małej liczbie ofert pracy. – Minister Kowalczyk powiedział, że żaden człowiek pracy nie straci. Na dzisiaj, 30 listopada br., tę pracę tracimy, bo jak wiemy, KOWR nie podjął jeszcze decyzji – mówi Eugeniusz Wachowiak, przewodniczący związków zawodowych w Top Farms Wielkopolska.
– W Głubczycach bezrobocie przekracza 11,4 proc., a większość ofert pracy to sezonówki. Jeśli nie uda się rozstrzygnąć sprawy OPR-ów po naszej myśli, sytuacja stanie się dramatyczna – zaznacza Gużda.
– Pokolenie 30-latków znajdzie pracę, ale najtrudniej będzie ludziom po pięćdziesiątce. Dla nich zmiana środowiska to ogromne wyzwanie – dodaje Maria Stasiak.