W sieci Kvernelanda jesteśmy na pierwszym miejscu już od 4 lat. Ze względu na specyfikę naszego terenu działania sprzedaż opiera się głównie na ofercie maszyn zielonkowych. Jednak sukcesy sprzedażowe to nie tylko kwestia terenu działania. Podkreślić bowiem muszę, że nasi ludzie po prostu uwierzyli w markę Kverneland, poza tym dobrze się pracuje z tą firmą - to cywilizowana i partnerska współpraca.
Dużą robotę robi także system zamówień przedsezonowych, który w dużej mierze przełożyliśmy na planowanie sprzedaży. Poza tym w przypadku tych produktów relacja jakości do ceny jest nadal na bardzo dobrym poziomie - mówi Andrzej Długołęcki, współwłaściciel firmy Aldo.
– Jesteśmy jedynym dilerem w Polsce, który ma dostęp do tych maszyn w dwóch kolorach - zarówno Kuboty, jak i Kvernelanda. Jednak siła marki Kverneland czy Vicon ma bardzo duże znaczenie, tym bardziej że część klientów ma ciągniki innych marek. Sprzedajemy maszyny towarzyszące Kuboty, jest ich coraz więcej, ale ta populacja jest póki co mniejsza niż oczekiwania
– dodaje Andrzej Długołęcki.
Wcześniejsze zamówienia
Czy na rynku polskim jest jakakolwiek firma, która nie boryka się z problemem ograniczonej dostępności maszyn i z niepokojem spoglądająca na stygnącą koniunkturę w branży techniki rolniczej? Nawet jeśli tak, to jest ich bardzo niewiele. A czy do tego grona należy firma Aldo?
– Rynek jest, gorzej jest z dostępnością oraz rosnącymi cenami. Są braki u niektórych producentów, na szczęście my nie możemy narzekać. I np. w Kvernelandzie zawsze zamawialiśmy maszyny na kolejny sezon w październiku-listopadzie. W 2021 r. zamówienie przedsezonowe zrobiliśmy już w sierpniu, żeby mieć produkt do sprzedaży. I nawet jeśli w niektórych produktach występują opóźnienia, i tak mamy czym handlować. Jesteśmy na szczycie cyklu koniunkturalnego, w którym klienci szukają maszyn i je zamawiają. Myślę, że w perspektywie kilku miesięcy diametralnie się to zmieni, choć pamiętać należy, iż nadal ciągnie się za nami ogon niezrealizowanych zamówień. Za chwilę nastąpi spowolnienie, a dużo złego dla nas robią rosnące stopy procentowe, przez które różne instrumenty finansowania są znacznie mniej korzystne. Część klientów niebawem nie będzie stać na to, żeby kupować nowe maszyny, przez co pewnie będą czekać. Jeśli zatem wrócimy w skali kraju do poziomu 8 tys. ciągników rocznie, nikt nie powinien być zaskoczony
– przekonuje współwłaściciel firmy Aldo.
Bardzo duży wpływ na to co się dzieje w rynku mają obecnie działania wojenne. Mimo wszystko jednak - w ocenie Andrzeja Długołęckiego - perspektywy dla rolników, w skali całej gospodarki, wydają się najkorzystniejsze.
Zmiany na rynku używek
Jedną ze specjalności firmy Aldo jest od początku działalności sprzedaż maszyn używanych. – Jeszcze w latach 90. i dwutysięcznych wiele maszyn używanych ściągaliśmy z Zachodu, głównie z Francji. Teraz to praktycznie zamarło. Maszyny używane są tam drogie, jest ich mało. A teraz praktycznie więcej eksportujemy maszyn, niż importujemy. Dlaczego tak się dzieje? Generalnie maszyny nowe na Zachodzie są droższe niż w Polsce. Dodatkowo w naszym kraju pojawiło się sporo sprzętu zakupionego z dotacją unijną. Generalnie maszyny używane schodzą dziś niczym świeże bułki - bardzo często odbieramy je w rozliczeniu, ale rolnicy chętnie też sami próbują je sprzedawać – zwraca uwagę Andrzej Długołęcki.
Inwestycje we własny brand
Niezależnie od czynników zewnętrznych i zmiennej koniunktury na rynku Aldo rozwija swoją obecność na rynku lokalnym. – Dzisiaj jesteśmy na etapie budowy nowego punktu sprzedaży w Wójtowie koło Olsztyna, który przenieśliśmy z Mrągowa. Na razie jest tam tylko sprzedaż maszyn, ale docelowo chcemy tam uruchomić także serwis, a może również market z częściami. Tylko w taki sposób możemy profesjonalnie obsłużyć naszych klientów – mówi współwłaściciel firmy Aldo. Jeśli zaś chodzi o sprzedaż części zamiennych, to:
– Mamy 3 markety rolniczo-techniczne prowadzone pod brandem Aldo - korzystamy z 10-letniego doświadczenia w tym zakresie. Rozmawialiśmy co prawda z dużymi sieciami sprzedaży części zamiennych obecnymi na naszym rynku, ale w naszym przekonaniu ich oferta w dużym stopniu odstaje od naszych oczekiwań. Zdecydowaliśmy się dalej budować i rozwijać swoją własną markę – kwituje Andrzej Długołęcki.