Pali na dotyk
Projektowany w tajemnicy jeszcze w czasach II wojny światowej przez konstruktorów włoskich, a produkowany od 1959 r. pierwszy ciągnik gąsienicowy w historii firmy Landini - czyli model C35, rocznik 1961 i jego nieco mocniejszy rówieśnik (dla porównania: w naszym kraju w tym czasie królowały pamiętane raczej wyłącznie przez miłośników zabytków ciągniki C-45 - przyp. red.) trafiły do Iwonicza Zdroju jednym transportem w opłakanym stanie, tak więc konieczna była ich rewitalizacja. – Głównie dotyczyła jednak stanu wizualnego. Konieczne było czyszczenie, malowanie, bo pod innymi względami ciągnik był absolutnie sprawny - ma np. pompę typu Spika, produkowaną jeszcze przed pompami rotacyjnymi, po prostu nie do zdarcia. Wystarczyło to zalać świeżym paliwem, olejem, wymienić filtry i traktor pali na dotyk, nawet przy niskich temperaturach. Zresztą jest tak od samego początku. Prawdę mówiąc, trudno mieć jakiekolwiek uwagi do silnika Perkinsa, a i gąsienice to rewelacja. Nawet ich nie musiałem naciągać – mówi przedsiębiorca.
Cadillac przy Maluchu
Wiek maszyny mówi sam za siebie, a jaki jest jej przebieg? Trudno precyzyjnie go określić, gdy wspomnieniem jest oryginalna linka, a założona obecnie - z Massey Fergusona, działa tylko w lecie. Może zatem łatwiej będzie określić bieżące zapotrzebowanie na jego usługi. – Staram się go nie przemęczać, bo to zabytek, w który włożyłem dużo pracy i serca. Landini C35, po lekkiej przeróbce i zamontowaniu dodatkowego zbiornika na olej, pracuje z widlakiem w transporcie w moim warsztacie mechanicznej obróbki metali albo wykorzystywany jest do ciągnięcia drzewa w lesie – przekonuje Piotr Kędzierski. Produkowanych we Włoszech ciągników nawet nie sposób porównywać z maszynami typu radziecki DT 75 czy nasz krajowy Mazur. – Czy można porównywać ciągnik, który waży 2,5 tony z 7-tonową maszyną? Gabarytowo na pewno nie, jeśli chodzi o ich klasę również nie sposób. To tak, jakby obok siebie postawić Cadillaca i Malucha czy Syrenę, rzecz jasna na korzyść naszych ciągników z Włoch.
Wystarczy spojrzeć na te przepiękne maski z obłymi kształtami, produkowane przecież wtedy, kiedy nie było jeszcze maszyn numerycznych. Wiadomo też jednak, że ciągniki Landini były produkowane na kraje południowe. Nawet pasowania są w nich troszkę inaczej dobierane ze względu na klimat, który tam panuje. Poza tym są inne tolerancje pracy silnika, stosuje się inne oleje itp. Przykładowo, gdy wylewałem olej ze skrzyni biegów w ciągniku C5000, to przy ujemnej temperaturze ma on konsystencję bardzo gęstego miodu. Dlatego zimą nawet się do niego nie zbliżam – zauważa Piotr Kędzierski. Przydatności obu ciągników Landini na wysokości przekraczającej 400 m n.p.m. nikt nie kwestionuje, ale trzeba się nimi posługiwać z głową. – Jest to ciągnik bardzo potrzebny, ale i niebezpieczny do pracy w górach. Wystarczą słabe hamulce albo zaoliwione sprzęgła, aby można było sobie krzywdę zrobić. I mnie się zdarzyło w ten sposób na drzewie zatrzymać - pewnie wystarczyłoby ściągnąć burtowe zwolnice i wymienić simeringi, bo pewnie lata zrobiły swoje – dodaje użytkownik.