Krok przed inflacją
A zatem ucieczka przed inflacją? Na ten aspekt zwraca również uwagę dyrektor działu maszyn w firmie Chempest z Rudnika na Górnym Śląsku.
– Kiedy rolnicy wiosną ruszają w pole, tam właśnie należy ich szukać, a nie w salonach dilerów maszyn. Na pewno słabo wyglądała sprzedaż w drugiej połowie ubiegłego roku, m.in. ze względu na wprowadzane już wówczas podwyżki cen wywołane słabnącą złotówką i wzrostem kosztów produkcji maszyn przez obostrzenia covidowe. Obecnie widać jednak, że maszyny nadal drożeją, a obserwujący to klienci generują dość duże zainteresowanie zakupami, co może prowadzić do wniosku, że spowodowane jest to strachem przed inflacją. Dodatkowo wzrost popytu podbija również utrzymująca się pozytywna sytuacja na rynku płodów rolnych. Jeszcze nie tak dawno producenci informowali nas o planowanych podwyżkach z dużym wyprzedzeniem, podczas gdy teraz dzieje się to praktycznie z dnia na dzień. Nie muszę tłumaczyć, jak bardzo utrudnia to nam prowadzenie biznesu
– mówi Andrzej Giemza, dyrektor działu maszyn w firmie Chempest.
Z drugiej strony mamy problem z dostępnością maszyn - do fabryk wpłynęło bardzo dużo zamówień i terminy są bardzo długie. Co prawda mamy na bieżąco potwierdzone terminy dostaw w kolejnych miesiącach, ale gdyby przyszło nam teraz dokonywać nowych zamówień, musielibyśmy się liczyć z tym, że sprzęt dotrze pewnie na przełomie roku – zauważa Andrzej Giemza.
Agencja przyspiesza
Sojusznikiem rolników, ale i firm handlowych, są także instytucje zapewniające dopływ dodatkowych środków finansowych do rolnictwa, z ARiMR na czele.
– Wiele osób twierdzi, że popyt napędzany jest przede wszystkim przez środki z PROW. Oczywiście nadal jest to istotny czynnik, ale dużo transakcji rolnicy dokonują z własnych środków lub wspierając się programami finansowania fabrycznego
– przekonuje Kamil Marcisz, dyrektor handlowy ds. maszyn w firmie Ambroży z Bierutowa na Dolnym Śląsku.
Na element ten wskazuje również Adrian Juzyszyn, dyrektor handlowy spółki AgroAs z Nowej Wsi Małej w Opolskiem, choć on także widzi rzecz całą w szerszej perspektywie.
– Moim zdaniem na wysoką sprzedaż wpływają trzy aspekty. Po pierwsze - realizacja dopłat unijnych. Po drugie - z racji inflacji ludzie wolą inwestować w nieruchomości lub w maszyny marek premium takie jak Claas i Horsch. Widać też, że w dobie pandemii państwa postanowiły dotować rolnictwo, co w pewnym stopniu napędza inne sektory gospodarki. Po trzecie - na wyższy popyt na maszyny wpływają wysokie ceny płodów rolnych – zwraca uwagę Adrian Juzyszyn. – Oczywiście cieszymy się z tego stanu rzeczy, jednak z drugiej strony wolelibyśmy, aby sprzedaż była stabilna, dająca się łatwiej zaplanować, nie zaś obarczona niezdrowymi skokami sinusoidalnymi – dodaje.
Ceny wariują
Czy da się utrzymać stabilną sprzedaż na wysokim poziomie, gdy producenci co i rusz fundują nabywcom podwyżki cen maszyn?
– Ceny zmieniły się w sposób nieprzewidywalny - w większości przypadków mamy do czynienia już z dwoma, trzema podwyżkami od początku roku, co w przypadku niektórych grup maszyn oznacza nawet dwucyfrowe wzrosty. A dodać niestety trzeba, że producenci różnie podchodzą do tych zmian. Jedni robią to w sposób bardziej cywilizowany, czyli dopiero kolejne zamówienia realizują w wyższych cenach, ale na rynku są też firmy, którzy stare zamówienia zrobili już według nowych cen. Jak to się przekłada na klientów? Albo to akceptują, albo odchodzą.
– mówi Grzegorz Jaskot, właściciel firmy Jaskot, z położonego blisko granicy polsko-niemieckiej Siekierczyna.
– Podwyżki cen maszyn w przypadku niektórych producentów są nawet rzędu 25%, czym w wielu przypadkach zaskoczeni są rolnicy. Klienci wiedzą jednak, że jeśli nie zdecydują się na zakup teraz, to później ciężko będzie to zrealizować. Co ważne, na tę chwilę nastroje są dobre, pogoda dopisuje, a poza tym widać aktywność ARiMR, co jest ważne o tyle, że nadal znaczna część dużych zakupów jest uzależniona od uzyskania dotacji. I jeśli nie stanie się nic nieprzewidywalnego, w najbliższych miesiącach powinno być nadal dobrze. Niepokoi mnie tylko to, że - w mojej opinii - sprzedaż maszyn może dość mocno falować
– twierdzi Piotr Małowiejski, dyrektor działu maszyn Stomil Agro, firmy działającej na terenie Dolnego Śląska, Mazowsza i Podkarpacia.
A więc możliwa jest sinusoida, na którą - co oczywiste - wpływać mogą również czynniki atmosferyczne. – Zainteresowanie maszynami jest na dość wysokim poziomie, ale z tyłu głowy należy mieć rozmaite zagrożenia typowe dla rolnictwa. Czynnikiem decydującym w znacznym stopniu jest zawsze pogoda. A wbrew pozorom tegoroczna aura nie zawsze sprzyja produkcji rolnej - np. ze względu na niesprzyjające warunki atmosferyczne opóźniły się w naszym rejonie siewy kukurydzy – przekonuje dyrektor działu maszyn w firmie Chempest.
Wolnych maszyn brak
Co ciekawe jednak, wyniki sprzedażowe dilerów maszyn mogłyby być w bieżącym sezonie jeszcze lepsze.
– Ten rok jest dość nietypowy w porównaniu z poprzednimi latami. Sprzedaż wzrosła w stopniu, którego pewnie nikt się nie spodziewał. Licząc rok do roku, sprzedaż ciągników w firmie AgroAs wzrosła o 60%, a kombajnów nawet o 100%. Możliwe, że ten wzrost byłby jeszcze znaczniejszy, ale w większości firm produkcyjnych terminy są tak odległe, że klienci rezygnują lub przesuwają decyzję o zakupie na kolejne lata – wyjaśnia dyrektor handlowy AgroAs. – Na pewno widać, że jest problem z dostępnością maszyn i to co udawało nam się sprowadzić od dostawców w ciągu 2-3 tygodni, teraz zajmuje znacznie więcej czasu - nawet 2-3 miesiące. Czyli na pewno producenci mają duży problem z dostępnością podzespołów, stali. W efekcie większość maszyn, które mamy na placu, są już zarezerwowane przez klientów – potwierdza Piotr Małowiejski. A zatem w przypadku rolników zainteresowanych zakupami „last minute” należy uzbroić się w cierpliwość. – Wyniki sprzedaży są całkiem dobre - w zasadzie porównywalne do poziomów z 2020 r., choć mogłyby być jeszcze wyższe w przypadku lepszej dostępności. Obecnie dłuższe terminy oczekiwania dotyczą praktycznie całego asortymentu. W przypadku maszyn zamówionych przedsezonowo większego poślizgu nie było, wiec realizacje odbywały się bez opóźnień, ale zamawiając kolejne maszyny, trzeba przygotować się na dłuższy okres oczekiwania na dostawę, nawet gdy dotyczy to standardowych produktów, takich jak osprzęt do ładowaczy czołowych
– mówi Karol Suchy z firmy Maszyny Rolnicze Suchy, mającej siedzibę w Krapkowicach na Opolszczyźnie.
A co sprzedaje się najlepiej? Statystyki pochodzące z bazy CEPiK wskazują na wysoki wzrost popytu na ciągniki czy przyczepy rolnicze.
– W przypadku firmy Jaskot największy wzrost zainteresowania odnotowują maszyny silnikowe - ciągniki i ładowarki teleskopowe – przekonuje Grzegorz Jaskot. – Zainteresowanie jest wysokie, a co charakterystyczne, widać że większym wzięciem cieszą się pielniki czy chwastowniki, ale także klasyczne maszyny z bogatym wyposażeniem, czyli np. rozsiewacze z nawigacją. Co ciekawe, jesień zeszłego roku i wiosna bieżącego spowodowały, że do łask wróciły… pługi, dzięki czemu udało nam się wyczyścić plac z tego typu maszyn, jeszcze z 2018 r.
– podkreśla z kolei Kamil Marcisz.
Zmiany, zmiany… inwestycje
Niezależnie od sytuacji na rynku swoim rytmem przebiegają zmiany w sieciach sprzedaży czołowych graczy rynkowych, w efekcie których coraz więcej firm handlowych rezygnuje z ciągnika jako głównego produktu w ofercie.
– Prowadzenie jako diler marki silnikowej wiąże się z olbrzymimi kosztami - stokiem maszyn, zespołem handlowców, serwisem, pokazami itp., co trudno spełnić, aby wyjść na swoje - tym bardziej, że wymogi marek ciągnikowych są bardzo duże. Przykład firmy Ambroży pokazuje jednak, że można sobie doskonale radzić na rynku bez ciągnika w ofercie – uważa Kamil Marcisz.
Ale wracając do bieżących przetasowań:
– Obecnie zachodzą kolejne zmiany w sieci sprzedaży marki John Deere w Polsce, w które jesteśmy zaangażowani jako firma PHP Agro-Efekt - dzieje się to w dobrej atmosferze, mając na uwadze głównie optymalizację procesu koncentracji sieci. Skupiamy się na optymalnym procesie przejmowania obszaru znajdującego się wcześniej w gestii innych dystrybutorów John Deere Polska - planujemy budowę nowych placówek, a wraz z John Deere Polska zamierzamy niebawem wystąpić z akcją informującą o wszelkich zmianach w tym zakresie – wyjaśnia prezes Ścieszka.
To jedna strona medalu, drugą stanowi permanentny rozwój zaplecza dilerów, którzy mocno zakorzenili się na rynku lokalnym.
– W bieżącym funkcjonowaniu na pewno wiele daje nam uruchomiona w roku ubiegłym placówka w Dobrodzieniu, pozwalająca lepiej zaspokoić potrzeby klientów, jeśli chodzi o maszyny rolnicze czy części zamienne. Profity przynosi nam także współpraca w ramach struktur Promodis w Polsce, co pozwala nam np. dokonywać grupowych zakupów maszyn, takich jak np. nowe przyczepy Cargo, które już wprowadziliśmy do oferty. Z innych zmian dotyczących firmy Anderwald mogę oficjalnie zapowiedzieć, iż z końcem roku 2021 kończymy współpracę z koncernem AGCO, dostarczającym produkty marek Fendt i Valtra – mówi Jan Anderwald.
Inwestycje to również chleb powszedni w firmach Ambroży (– Ostatnie dwa lata dla firmy Ambroży są bardzo dobre. Pozytywnego trendu nie zmącił Covid-19, który branżę rolniczą ominął szerokim łukiem. Dlatego też rozwijamy prowadzoną działalność – podkreśla Kamil Marcisz) czy AgroAs. – Nasza firma cały czas się rozwija i inwestuje w nowe oddziały, sklepy, serwis maszyn rolniczych - duże środki inwestujemy zwłaszcza w działalność na terenie Dolnego Śląska i Opolszczyzny. Poza tym niedawno uruchomiliśmy kompleksowy punkt sprzedaży z serwisem w Ziemiełowicach pod Namysłowem. Mamy już do dyspozycji 4 profesjonalne oddziały oraz dwie dodatkowe placówki, w których prowadzimy sprzedaż części zamiennych – podkreśla dyrektor handlowy AgroAs. – Jesteśmy na etapie kończenia budowy nowej siedziby i planowania przeprowadzki. Sądzę, że pod koniec sezonu powinniśmy już pracować w nowej lokalizacji – mówi też przedstawiciel firmy Maszyny Rolnicze Suchy.
Realia na rynku części zamiennych
Podobne problemy, które dotyczą rynku maszyn rolniczych, odnoszą się do segmentu części zamiennych czy szeroko pojętego sektora technicznego zaopatrzenia rolnictwa.
Na rynku widać wiele problemów z dostępnością towaru, np. produktów opartych na stali czy olejach bazowych i ich dodatkach. W związku z tym całą energię tracimy na realizowanie dostaw. Z naszymi klientami mamy wieloletnie relacje, dlatego też nieraz stajemy na głowie, żeby ich w tym trudnym roku nie zawieść. Na szczęście współpracujemy z producentami, którzy wcześniej się dość mocno zatowarowali. Dodatkowo zwiększyliśmy nasze stany magazynowe, aby móc niwelować opóźnienia w dostawach i realizować zamówienia klientów na bieżąco, co mamy nadzieję pozwoli nam być bardziej konkurencyjnymi
- wyjaśnia Jacek Vogel, współwłaściciel opolskiej firmy DAV Vogel.
– Są pozycje, których nie jesteśmy w stanie odkupić w cenie, za którą chcieliśmy je sprzedawać naszym klientom. Niektórzy dostawcy są już po trzeciej podwyżce w tym roku i w zasadzie wszyscy producenci bez wyjątku uważają, że nie należy przygotowywać ofert dłuższych niż na 2-3 tygodnie, gdyż nie są w stanie zagwarantować ceny i dostępności produktów. Na to wszystko nakłada się problem z brakiem kontenerów.
Aby liczyć na transport drogą morską z innego kontynentu, należy znaleźć się na tzw. liście priorytetowej, która kosztuje horrendalne pieniądze, a i tak nie daje gwarancji terminowej dostawy. W dużej mierze zaopatrujemy też gospodarstwa hodowlane. I w ich przypadku najwięcej psują skoki kursu euro. Co prawda inwestycje, które zostały rozpoczęte, są kontynuowane, ale w przypadku nowych inwestycji widać znacznie większą ostrożność i nerwowość rynku – uważa Jacek Vogel.