Opowieść na temat ciągników użytkowanych w gospodarstwie z Kujaw - oddalonym ledwie o kilka kilometrów od miejsca pola bitwy wojsk polskich z krzyżackimi pod Płowcami - ustępuje rzecz jasna pasjonującym losom Władysława Łokietka, jednak występuje w niej wielu bohaterów, których z kronikarskiego obowiązku należy przywołać. – Pierwszym ciągnikiem, którym jeździłem, był kupiony jeszcze przez mojego dziadka MF 255 (do tej pory w gospodarstwie - przyp. red.). Do niego z biegiem czasu dołączały kolejne: MTZ 82 TS, Same Silver 130 i kupiony w miejsce MTZ-a John Deere 6420 z ładowaczem czołowym – wspomina Łukasz Czynsz. – Wśród tych kolejnych zakupów nie mniej ważna jest… ładowarka teleskopowa JCB 536-60, z 6-metrowym wysięgnikiem i udźwigiem 3,6 tony, kupiona w 2009 r. przy udziale środków z PROW. Nie potrafimy bez niej żyć, gdyż do tej pory przepracowała około 6 tys. mth. Ale jeśli chodzi o zwożenie słomy i ciągnięcie przyczep po polu, jest to strasznie paliwożerna maszyna. Dlatego zainwestowaliśmy w ciągnik z ładowaczem. Tym bardziej, że jest potrzebny do ubijania pryzmy i rozgarniania kukurydzy na kopcu. Poza tym w razie jakichkolwiek problemów z ładowarką można dzięki „turowi” nadrobić pracę – dodaje.
Bez Smart Touch`a ani rusz
Prawdziwy skok technologiczny w tym zakresie nastąpił w ostatnich dwóch latach: młody - z wieku i doświadczenia - rolnik zakupił ciągnik Massey Ferguson 5710 SL (również z ładowaczem), który zastąpił w gospodarstwie „jelonka”, a wiosną 2018 r. - model Valtra T174 Direct. Najnowsza inwestycja stanowiła odpowiedź na problem dość dużego rozdrobnienia działek, rozrzuconych w promieniu 6 km od siedliska i wynikającego z tego częstego poruszania się po drogach publicznych. – Potrzebny był zakup szybszego ciągnika. A jeden z moich kolegów posiada Valtrę T140 - pomagając mu, często jeździłem tym ciągnikiem. Spodobał mi się, bo jest poręczny i bardzo zwrotny, z bardzo czysto pracującym silnikiem, który ma odpowiednio dużo mocy do swoich gabarytów. Jesienią ub. roku już w naszym gospodarstwie testowaliśmy Valtrę T 174, ale w wersji Versu, która na zjeżdżonym polu po kukurydzy, przy bardzo ciężkiej pogodzie, nie miała żadnych problemów z 5-skibowym pługiem – mówi użytkownik. Pozytywną opinię podkreśliły także cena, konkurencyjna w stosunku do ciągników innych marek, ale również znaki rozpoznawcze Valtry, w postaci przekładni Direct, a także podłokietnika Smart Touch. – Uparliśmy się na przekładnię Direct i nie żałujemy ze względu na wykonywany przez ciągnik zakres robót. Przede wszystkim ze względu na współpracę z prasą wielkogabarytową Krone Big Pack, bo poza tym Valtra jest wykorzystywana do orki (z pługiem 4-skibowym, choć w planach jest zakup maszyny większej o jeden korpus), uprawy (4,5-metrowa brona talerzowa i 4-metrowy Kompaktor firmy Farmet) i zwożenia sianokiszonki (przyczepa zbierająca Claas Quantum). Jednak jeśli miałaby pracować wyłącznie w ciężkich warunkach, to pewnie wybrałbym Versu – zauważa Łukasz Czynsz. – Poważnym argumentem za zakupem Valtry był także bardzo czytelny, intuicyjny i nieskomplikowany Smart Touch. Wyświetlacz udostępnia wszystkie funkcje po maksymalnie dwóch przeciągnięciach lub kliknięciach i zawsze pozwala łatwo wrócić do ekranu domyślnego. Programowanie wszystkich zespołów roboczych ułatwia logiczna nawigacja i automatyczne zapisywanie ustawień - jest to znacznie łatwiejsze niż w Massey`u, którego obsługi po prostu się trzeba nauczyć – uzupełnia.
Bez PROW-u ale z AGCO Finance
Dobrze byłoby w tym momencie cofnąć się o lat kilka, gdy rodzina Czynszów ostro inwestowała w park maszynowy, korzystając z dobrodziejstw wynikających ze środków PROW. W pierwszym rzucie udało się uzyskać. . .
Chcesz dowiedzieć się więcej? Czytaj wydanie specjalne atr express 17-18/2018
Zamów bezpłatny egzemplarz / prenumeratę