Bartosz Bociański, prezes Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej Otylin (woj. wielkopolskie), gospodarującej na ok. 530 ha:
Jeśli chodzi o koronawirusa to działamy praktycznie tak jak dotychczas. Jedyne zmiany polegają na tym, że nie przyjmujemy przedstawicieli handlowych, kierowcy czy serwisanci zachowują bezpieczne odległości, no i nie wpuszczamy nikogo z zewnątrz do obory. Wybuch pandemii sprawił, że ceny niektórych produktów wręcz zwariowały - przykładem są chociażby wykorzystywane przez nas na co dzień rękawiczki jednorazowe, które zdrożały kilkukrotnie. Odczuwamy też duży wzrost cen śruty sojowej i rzepakowej, witamin, podczas gdy cena mleka pozostała na podobnym poziomie. Widać doskonale, że rynek produktów rolnych działa tak, że na ich sprzedaży zarabiają praktycznie wyłącznie pośrednicy. Przykład? Co mi po cenie pszenicy rzędu 800-850 zł/t, jak już ją zdążyłem dawno sprzedać.
Teraz przede wszystkim zastanawiam się jednak, co będzie z suszą - ostatni istotny opad spadł u nas na początku marca. Tym bardziej, że nie widać, aby rząd miał środki na pomoc dla gospodarstw z tego tytułu. Ale czy może być inaczej, skoro w latach dobrej koniunktury Polska nie odkładała środków z myślą o trudnych czasach? Wydawaliśmy wszystko i dodatkowo jeszcze się zadłużaliśmy. Susza jest jednak dla nas bardzo groźna jeszcze z innego powodu. O ile we wcześniejszych latach mieliśmy spore rezerwy paszy, tak po tym roku skurczą się one praktycznie do zera. Tak więc jeśli w najbliższych miesiącach nadal będziemy wypatrywać opadów deszczu, to nie wiem, czym będziemy karmić bydło w przyszłym roku.
Maciej Iżowski, rolnik z Beska (woj. podkarpackie), gospodarujący na ok. 600 ha:
Jak żyję, to takiej suchej wiosny nie widziałem na własne oczy, a i zima nie obfitowała w opady - w tym roku śnieg spadł zaledwie 3 razy. Natomiast od połowy marca deszczu spadło ledwie 10 l/m². Dlatego też uprawy nie wyglądają najlepiej. Pszenica jest złota niczym siano, na co wpłynęły też nie tak dawne, kilkustopniowe przymrozki, a rzepak - który obserwuję w sąsiednich gospodarstwach - zaczyna co prawda kwitnąć, ale praktycznie nie rośnie. Natomiast jeśli chodzi o buraki, to wschody póki co są na poziomie 30%. Tyle odnośnie suszy. Nie tak straszny jest sam koronawirus. Kiedy jeszcze nie było stosownych zaleceń, moi pracownicy zostali wyposażeni w maski i rękawiczki. Na szczęście w naszym powiecie było do tej pory zaledwie kilka przypadków zakażeń, więc bezpośrednie zagrożenie nie jest duże. Oczywiście wpływa to jednak na funkcjonowanie gospodarstwa. Dobrze, że jeszcze przed wybuchem całego zamieszania kupiłem chemię czy...
Chcesz dowiedzieć się więcej? Czytaj atr express 08/2020 - zamów:
bezpłatny egzemplarz lub prenumeratę