Flagowy agregat
Podstawowymi zaletami agregatu Tygrys są jego uniwersalność, prosta konstrukcja, wytrzymałość oraz możliwość pracy nawet w trudnych warunkach. Agregat o szerokości 3; 4 oraz 4.5 m może być stosowany do wysiewu zbóż, rzepaku, grochu, kukurydzy, buraków i wielu innych roślin, oszczędzając przy tym paliwo, czas oraz zawartą w glebie wodę. Firma Smela przygotowuje właśnie największą wersję agregatu Tygrys o szerokości roboczej 6 m, jest ona obecnie testowana.
W skład agregatu Tygrys wchodzą: gruber, w którego zęby wprowadzany jest nawóz, część uprawowa, wał dogniatający oraz redlice wysiewające. Wyposażony jest też w dwukomorowy zbiornik, który w części nasiennej pomieści 1200 kg pszenicy, natomiast w części nawozowej 1200 kg fosforanu amonu.
– Chcemy, żeby rolnik decydował, jaką technologię uprawy chce mieć w swoim gospodarstwie, chociaż mamy własny sposób na uprawę. Jeśli ktoś chce bardzo mocno wymieszać ziemię to jak założy element roboczy w łapach grubera, to przy rozstawie łap co 25 cm, 50% ziemi spod spodu wyrzucamy na wierzch. To jest naprawdę bardzo blisko orki. Przy naszej technologii możemy różnie mieszać ziemię w zależności od potrzeb. Łapy do intensywnego mieszania mają 120 mm szerokości, łapy do średniego mieszania mają 80 mm szerokości, a przy założeniu elementów roboczych o szerokości 40 mm możemy uzyskać pracę bardzo zbliżoną do agregatów strip till. Wówczas dość znacznie możemy obniżyć zapotrzebowanie na moc – zauważa Krzysztof Smela.
Rozwój asortymentu
Smela to firma o dużych ambicjach. Niewielki skład osobowy i dodatkowe prace gospodarskie sprawiają, że pracy jest dużo. Są jednak plany rozszerzania oferty produktowej, planowana jest np. szersza brona mulczowa, a nawet opryskiwacz samojezdny o konstrukcji przegubowej, który w gospodarstwie właściciela pracuje już od 5 lat. Smela wybiera proste, acz praktyczne rozwiązania. Nie stawia na szerokie zastosowanie elektroniki, sygnału GPS itd., dąży raczej do wytwarzania maszyn, które są łatwe w obsłudze i konserwacji. Takie maszyny także znajdują miejsce na rynku i swoją grupę odbiorców docelowych.
– Chcemy robić takie maszyny, żeby rolnik mógł sobie sam je naprawić. Nie chcemy iść w stronę elektroniki, bo to jest duży kłopot. Wówczas musielibyśmy jakąś firmą zewnętrzną się posiłkować, co generowałoby dodatkowe koszty – przekonuje przedsiębiorca.
Firma wystawia swoje maszyny na imprezach targowych, organizuje też prezentacje maszyn u potencjalnych klientów. Tak systematycznie buduje swoją rozpoznawalność na rynku. Osobną częścią działalności firmy jest serwisowanie sprzedawanych maszyn oraz doradztwo agrotechniczne. Fabryczny serwis gwarancyjny zapewnia w tym przypadku usunięcie usterki w maksymalnym czasie 48 h po jej wystąpieniu na terenie całego kraju.