W europarlamencie trwają prace nad przyszłością wspólnej polityki rolnej (WPR). To jedna z najważniejszych polityk UE, na którą co roku przeznaczane jest 40 proc. wszystkich pieniędzy europejskich. Jutro o dotacjach dla rolników w nowym eurobudżecie po 2020 r. debatować będzie komisja rolnictwa w europarlamencie.
Wiadomo już, że rolnicy mogą się spodziewać cięć w dotacjach w nowej „siedmiolatce”. Możliwe jednak, że zmieni się także sposób wydatkowania tych pieniędzy. Chodzi o dostosowanie WPR do celów klimatycznych Wspólnoty. Największym problemem z punktu widzenia środowiska jest hodowla zwierząt, która w 2013 r. odpowiadała za produkcję od 12 do 17 proc. wszystkich gazów cieplarnianych w UE. Głównym winowajcą są wielkie farmy przemysłowe.
Sektor mięsny we Wspólnocie rośnie rok do roku. W latach od 2000 do 2017 produkcja mięsa wzrosła o 13 proc., w 2017 r. stanowiła 41 proc. całej produkcji rolnej. I to pomimo – jak podkreśla Greenpeace w najnowszym raporcie na ten temat – spadku liczby gospodarstw o prawie jedną trzecią. Znikają małe rodzinne gospodarstwa rolne, rośnie za to powierzchnia farm przemysłowych, na których stosuje się „intensywniejsze praktyki rolne”, co oznacza m.in. nadmierne zagęszczenie zwierząt w hodowlach. Dzisiaj aż 72 proc. wszystkich europejskich produktów zwierzęcych pochodzi z największych europejskich gospodarstw.
Za tę sytuację odpowiada w dużym stopniu wspólna polityka rolna. – WPR wspierała, a w pewnym stopniu wręcz napędzała intensyfikację hodowli zwierząt w Europie – komentuje Katarzyna Jagiełło z Greenpeace Polska. W jej ocenie kluczowe jest uzależnienie dopłat w ramach WPR od ograniczenia liczby zwierząt w gospodarstwie w stosunku do jego powierzchni. – Niższa obsada zwierząt oznacza, że wsparcie w ramach WPR ma na celu pomoc dla gospodarstw rolnych, w których zwierzęta mają swobodny dostęp do pastwisk i wybiegów, a ich zagęszczenie jest ograniczone – mówi Jagiełło. Przyzwolenie na wysokie zagęszczenie zwierząt hodowlanych będzie oznaczać możliwość finansowania ze środków WPR farm przemysłowych, co z kolei będzie destrukcyjne dla małych gospodarstw.
Takie propozycje poparła komisja środowiska w europarlamencie, która po raz pierwszy bierze udział w pracach nad wspólną polityką rolną. Ale wiodącą jest komisja rolnictwa.
Europosłowie z tej pierwszej w lutym zagłosowali za ograniczeniem finansowania dla największych gospodarstw hodowlanych. Proponują brak dopłat bezpośrednich dla tych spełniających definicję farm przemysłowych i obcięcie wsparcia dla takich, na których zwierzęta nie są karmione sianem i trawą ani nie wypasa się ich na pastwiskach.
Komisja Europejska już podczas wstępnych prac nad perspektywą finansową na lata 2021–2027 wskazywała, że obecnie 80 proc. środków w ramach wspólnej polityki rolnej trafia do 20 proc. największych gospodarstw. Pojawiły się wówczas sugestie, żeby odwrócić te proporcje, co miałoby tę dodatkową zaletę, że działałoby na rzecz ochrony wiejskiego krajobrazu i przeciwdziałania wyludnianiu się wsi. Wielkie gospodarstwa, korzystając bowiem z korzyści zapewnianych przez efekt skali, nie potrzebują aż tylu pracowników.
Jak mówi prof. Zbigniew Karaczun ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, podczepienie wspólnej polityki rolnej pod politykę klimatyczną ma sens.
To jest sektor, który w znacznie większym stopniu może brać udział w zmniejszeniu emisji gazów cieplarnianych niż dotychczas – zapewnia uczony.
Na czym miałoby to polegać? Między innymi na stworzeniu zachęt dla rolników, aby wybierali odpowiednie praktyki, takie jak zredukowana orka, wykorzystanie resztek pożniwnych (np. słomy) do użyźniania gleby, stosowanie międzyplonu (czyli zasiewu roślin przejściowych, kiedy z pola zostało zebrane zboże, ale jeszcze nie posiano nowego) czy gospodarki odpadami zwierzęcymi. Dzięki temu udałoby się ograniczyć emisję do atmosfery podtlenku azotu (efekt nawożenia) oraz metanu (z hodowli zwierząt), które na ocieplanie klimatu mają większy wpływ niż dwutlenek węgla.
Jeśli wspólna polityka rolna miałaby stać się bardziej komplementarna względem polityki klimatycznej, to jakie byłyby konsekwencje dla polskiego rolnictwa? To oczywiście zależy od tego, jaki mechanizm zostałby zastosowany, ale prof. Karaczun jest optymistą. Proces konsolidacji gospodarstw rolnych, który w Polsce ruszył m.in. dzięki napływowi pieniędzy z Brukseli, nie jest jeszcze na aż tak zaawansowanym etapie jak w innych krajach.
Mamy szansę utrzymania właściwej struktury własnościowej na wsi. Dzięki wsparciu mniejsze i średnie gospodarstwa mogłyby przetrwać i zacząć się specjalizować, a wtedy proces utraty miejsc pracy i wyludniania się polskiej wsi nie byłby taki silny, a co więcej, zapewniłoby to stabilność wiejskiego krajobrazu – mówi profesor Karaczun.
Źródło: gazeta prawna