Od roku marką ciągnikową w ofercie Pana firmy jest Deutz-Fahr. Z jakim skutkiem udało się przeprowadzić tę transformację?
Nasza nowa marka została bardzo dobrze przyjęta przez klientów. Tym bardziej, że jako stary diler John Deera byłem przygotowany na to co się może wydarzyć. I wszystkie dobre praktyki wprowadzone w związku ze współpracą z marką John Deere przekładam dziś na Deutz-Fahra. Nie widać żadnych spadków w sprzedaży czy działalności posprzedażowej, np. w obszarze serwisowania, nie ma więc drastycznych zmian. Co więcej, marka Deutz-Fahr jako jedna z nielicznych notuje wzrost sprzedaży względem poprzedniego roku.
A jak w tym sezonie wygląda sprzedaż marek towarzyszących?
Pierwszy kwartał 2023 r. był w porządku, jednak od początku II kwartału są zauważalne spadki sprzedażowe. Myślę, że ten trend utrzyma się do końca bieżącego roku. Trzeba przyznać, że może nawet ok. 80% rolników na naszym terenie ma jeszcze w magazynach ubiegłoroczne plony. Poza tym doszło do tąpnięcia cen mleka. To wszystko spowodowało, że sprzedaż jest obecnie na poziomie niższym o 30-40% w stosunku do tego, co było w ubiegłym roku. Różnica jest więc ogromna.
Sprzedaż w kolejnych miesiącach będzie w dużej mierze zależała od aktualnych nastrojów zakupowych rolników…
A nie są one dobre, wiadomo, jaka jest sytuacja. Rolnicy teraz czekają i tylko jeżeli pilnie potrzebują maszyny, bo np. dotąd używana uległa awarii, to wówczas dokonują zakupów. Oprocentowanie kredytów też wzrosło, nie wszyscy byli na to przygotowani. Poza tym ceny maszyn też mocno poszły do góry.
Dobrą wiadomością jest fakt, że od 5 czerwca ruszył nabór wniosków na „modernizację”. Może to spowodować impuls zakupowy, który powinniśmy odczuć już w IV kwartale tego roku. To optymistyczna wiadomość dla całej branży maszyn rolniczych.
Dziękujemy za rozmowę.